Było to dawno, dawno temu, za górami lasami; konkretnie zaś: lata 50-te i w Świdrze w szkole podstawowej.
Szkoła ta była normalna peerelowska, po wojnie chyba zbudowana, zawierała m.in: stołówkę, gdzie latorośl biedoty okolicznej, za psi grosz, albo wręcz za darmo, mogła się najeść, był gabinet higienistki gdzie też wszy wyszukiwano, no i było miejsce najstraszniejsze, budzące grozę powszechną i obchodzone z dala, z szacunkiem – dokonywano tam tortur dzieci niewinnych – gabinet dentystki.
Komuchy bowiem, uwidziały sobie, uszczęśliwić naród, m. in: powszechną i bezpłatną opieką zdrowotną; dzieci także podlegały tym rygorom…prawdziwi Polacy siedzący w Londynie i w lasach – jako wyklęci, robili co mogli, żeby podobne komusze ekscesy ukrócić i przywrócić stare, przedwojenne, znakomite stosunki usług publicznych, w tych także dziedzinach. Przemoc jednak władz, kolaborantów Armii Czerwonej, pod skrzydłami której, taki porządek stworzono, niweczyła te zabiegi.
Wracając do dentystki: wyłapywała ona, chyba wg. jakiejś listy, nieszczęśników, wlokła do swojej nory, a co tam z nimi wyprawiała, było okryte mroczną tajemnicą, ze trwogą, opowiadano szeptem, mrożące krew w żyłach historie – o wyciąganiu nerwu szczególnie – jak ząb boli wiedzą wszyscy, a co dopiero jak się z niego, na żywca, nerw wyciąga…zgroza…
Trzeba trafu, że gdy siedziałem sobie bezpiecznie, zwykle gdzieś z tyłu, na lekcji, osoba ta straszna weszła do klasy, zajrzała w jakiś kajet i…wywołała mnie; ratunku znikąd, okna były otwarte, ale za wysoko…wleźć pod ławkę sensu nie miało – był taki przypadek – wyciągnięto delikwenta przemocą, nie bacząc na jego godność osobistą i prawa człowieka małego i do tego stał się pośmiewiskiem klasy na długi czas…a tu jeszcze dziewczynki patrzą, koszmar…nie było rady…
Wzięła mnie za rękę i prowadzi; na korytarzu dopiero wysunąłem poważne kontrargumenty, włącznie z szantażem nasikania w spodnie, jak mnie nie puści do ubikacji; wszystko po niej jak woda po kaczce, miała widać doświadczenie z uciekinierami…zawlokła mnie przemocą; tam miała jakiegoś pomagiera, i skutecznie zaplombowała ząb nr. 7…
Niedawno byłem u dentysty, wyjął tą plombę, błyszcząca była jak ołów w przekroju, zwała się amalgamatowa; ząb się zepsuł drugiej strony, plomba była założona znakomicie i nigdy nie wypadła; dentysta zauważył z podziwem: „ma swoje lata„..miała…Do tego, zainstalowana była ‚bormaszyną’, jak mi się wydaje z nożnym napędem; wymagało to sporego wysiłku i koordynacji ruchów, wtedy…
I tą drogą składam hołd tym co owe plomby zakładali, też w szkołach, i tym co stwarzali i zabezpieczali takie warunki – ówczesnym władzom polskim i radzieckim.
…i jakie to szczęście, że dzisiejszym dzieciom już się zęby nie psują, i dlatego, w demokracji, tego rodzaju przybytki w szkołach są oczywiście zbędne…
Adam Czochralski 27.08.2017