23 Sprawa Namiera 23.09.2017

23 Sprawa Namiera 23.09.2017

Widoczna trudność jaką napotyka dzisiejsza rezydentura ZMP, potocznie zwana rządem, w realizacji zadania: wytworzenia dominującej w opinii, postawy wrogości do Rosji, jako żywo, przypomina te problemy sprzed 100 lat, z jakimi borykali się jej /rezydentury/ antenaci – ówcześni „aktywiści”.

Dzisiejsi aktywiści, pomimo poważnych nakładów i pokoleniowego okresu indoktrynacji, w tym: wyniesienia na piedestał i wyeksploatowania do granic przyzwoitości: zbrodni katyńskiej, noża w plecy 17 września, i nie bacząc na idiotyzm – zamachu smoleńskiego; dziś patrzą z bólem i zawodem, na te obrzydliwości, które polski lud ciemny z Ruskimi wyrabia.

A to jacyś motocykliści się całują i tym się chwalą, a to jacyś podejrzani osobnicy pomnik zrujnowany naprawią, a inni łotrzykowie kwiatuszki składają pod rozebranym pomnikiem Czerniachowskiego – którego już dawno nie ma, a to w Olsztynie się publicznie całują z ruską delegacją… Nie ulega wątpliwości, że zaniedbania władzy, skutkujące takimi ekscesami, muszą budzić zdecydowany sprzeciw w sferach senioralnych ZMP; odbiciem której to krytycznej oceny są prawdopodobnie owe nadzwyczajne środki jakie przedsięwzięto w Trzciance: zburzenia grobu – pomnika poległych czerwonoarmistów, żeby wreszcie rozwścieczyć Ruskich do tego stopnia, aby nareszcie dokonali zamachu na jakieś polskie świętości i dali nowy dowód swej zbrodniczej natury i materiał do objaśniania świata na następne dziesięciolecia.

Wasi „aktywni” poprzednicy też się trudzili, a jednym z nich był Louis Namier; z okazji upływu stuletniej rocznicy, warto przypomnieć jego trudy i poświęcenie; a było to tak:

Roman Dmowski Pisma t. 5 str. 279 i dalej – pisownia oryginalna

/…/ Dla zobrazowania trudności, z któremi trzeba było walczyć, wystarczy jeden epizod z owego okresu.

W lutym, o ile sobie przypominam, r. 1916, w chwili, kiedy praca na gruncie angielskim zaczęła się pomyślnie rozwijać, a stosunek ze sferami kierowniczymi polityki angielskiej zaczął się przyjaźnie układać, uczułem naraz w Foreign Office chłód dla mnie, przejście na ton suchy i formalny. Nie rozumiałem, skąd to przychodzi, przypuszczałem jakąś intrygę i do czasu jej wykrycia stosunki swoje z kołami urzędowemi zredukowałem.

W kilka tygodnie potem, bawiąc na kontynencie, otrzymałem od jednego z życzliwych mi ludzi kopję dwóch poufnych raportów angielskich, które odpowiedni departament Foreign Office rozesłał rządom państw sprzymierzonych. Poświęcone były mojej polityce i dowodziły, ze staram się nawiązać stosunki z rządem austriackim. Tak, z rządem austriackim. Rzecz z temi raportami tak się miała.

Przyjechał z Wiednia do Szwajcarji ks. Witold Czartoryski, z którym mieliśmy poufną naradę w ścisłem gronie.

O tej naradzie ukazał się telegram w krakowskiej ‚Nowej Reformie’, wymieniający osoby biorące w niej udział. Była w nim fałszywa, jestem przekonany, że zmyślona z zamiarem wiadomość, iż między uczestnikami narady znajdował się p. Władysław Skrzyński, przebywający w Szwajcarji urzędnik austriackiego ministerstwa spraw zagranicznych. Korespondentem ‚Nowej Reformy’ był jeden z „aktywistów” siedzących w Szwajcarji[1]. W przypisie: [1] O ile sobie przypominam, żyd, nazwiskiem Wittenberg.

Raporty, o których mowa, były oparte na tym telegramie.

Referentem prasy polskiej w londyńskim Foreign Office był naówczas żyd z Galicji, wychowaniec Oxfordu nazwiskiem Bernstein, który w Anglji nazywał się Louis Namier. Pozostawał on w bliskich stosunkach z naszemi „aktywistami” w Londynie i o polityce polskiej musiał mieć wcale dokładne informacje. Musiał dobrze wiedzieć, kto jestem i jaka jest moja polityka. Jeżeli napisał fałszywy raport. To z całą świadomością popełnionego fałszu.

Zrobił on w swoich dwóch raportach ks. Witolda Czartoryskiego niomal wysłannikiem rządu austriackiego i z naszej narady, odbytej rzekomo w obecności austriackiego urzędnika, zrobił fantastyczna historię o tem, jak ja zawiedziony na Rosji, wobec jej pobicia przez państwa centralne, staram się dostać w laski rządu austriackiego.

Cała rzecz była najwidoczniej ukartowana w jakiemś gronie w celu poderwania zaufania do mnie rządów państw sprzymierzonych.

Raporty, przyjęte w Londynie, były zakomunikowane innym rządom sprzymierzonym. Dzięki temu udało mi się we Francji ich kopje dostać.

Traz zrozumiałem zmiane tonu względem mnie w kołach angielskich.

Był wtedy stałym wiceministrem (permanent undersecretary) spraw zagranicznych Sir Arthur Nicolson, którego znałem osobiście jeszcze z czasów, gdy był ambasadorem w Petersburgu. Po powrocie do Londynu udałem się natychmiast do niego.

– Będąc w Petersburgu – rzekłem, miał pan możność obserwować moją działalność polityczną. Swojego czasu zrobił mi pan przyjemność, pisząc do mnie, ze przeczytał pan moja książkę o kwestji polskiej (La Question polonaise przekład francuski mojej książki „Niemcy ,Rosja, kwestja polska” – w przypisie). Niech mi pan powie, czy ja wyglądam na człowieka, który może poszukiwać zbliżenia z Austrją?

– Któż to taki nonsens powiedział? – zapytał Sir Arthur

– Ten nonsens znajduje się w dwóch raportach Foreign Office’u, rozesłanych rządom państw sprzymierzonych.

– To niemożliwe!

– Ja te raporty czytałem.

– Nie należy to do mego departamentu, więc mogę nie wiedzieć. Ja tę rzecz natychmiast sprawdzę i wyjaśnię.

Mazajutrz dostałem list od Sir Arthura, stwierdzający, że raporty istnieją rzeczywiście, że wyjaśnił on Greyowi ich fałszywość, i wyrażający żal, że coś podobnego się stało.

Rzecz został naprawiona, stosunki moje z Foreign Office stały się jeszcze lepsze, niż przedtem, okazywano mi wielką uprzejmość, zaproponowano przejażdżkę na front angielski nad Sommę, zrobiono mnie doktorem honorowym w Cambridge…Nie mogłem wszakże osiągnąć, żeby owego żydka, autora fantastycznych raportów, usunięto za rozmyślne fałsze z zajęcia w Foreign Office. Poufnie mi powiedziano, iż ma on takie plecy, że usunąć go nie można. Tylko raporty z prasy polskiej przeszły potem w inne, uczciwsze ręce.

Dziwne były na Zachodzie stosunki. Taki mały żydek galicyjski mógł odegrać w sprawie polskiej wcale doniosłą rolę. Podczas konferencji pokojowej był on informatorem polskim Philippa Carra, jednego z głównych, smutnej pamięci doradców Lloyd George’a./…/

…i pomyśleć, że dziś losy Polski i Polaków tu zamieszkałych, zależą od takich małych Solidaruchów i ich „Namierów” ws komisjach kongresowych…

 

Adam Czochralski       23.09.2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *