Kiedyś, dawno temu, obejrzałem w telewizji /chyba/ fabularny film pt. „Mucha”. Scenariusz był taki, że jakiś naukowiec – młody i przystojny, z narzeczoną – eksperymentalnie wszczepił sobie geny muchy i z czasem zaczął się do muchy upodabniać. Mucha w powiększeniu wygląda dosyć okropnie, i tenże osobnik równie okropnie zaczął się modyfikować; koniec był taki, że ubłagał swoją narzeczoną, która dziwnie go znosiła, o to, aby ta mu w łeb strzeliła. Co uczyniła.
A co to ma wspólnego ze szczepionką?…otóż Ruscy twierdzą, że te „zachodnie” genowe szczepionki, na genotypie szympansa oparte, są w długim okresie, nieprzewidywalne co do skutków.
Słyszę, że Anglicy, już się szczepią taką własnie szczepionka /Pfizer/…tak sobie myślę, że jak zaczną, za rok czy dwa, porastać futrem, to żadnej szkody nie będzie, na ubraniu oszczędzą, zupełnie jak mój Puch /to kot/, a i chwytny ogon też nie zaszkodzi – jako trzecia ręka, na przykład…
Sens to chyba ma, bo lepszy futrzak z ogonem, paszportem i prawem jazdy, w których tylko zdjęcia się wymieni, niż nieboszczyk…
A poważnie: trzeba się szczepić tym co jest dostępne.
Adam Czochralski 2020.12..02