35 O książce Kołodki i Koźmińskiego 24.10.2017

35 O książce Kołodki i Koźmińskiego 24.10.2017

Czytam zalecaną na blogu Kołodki książkę pt. „Nowy pragmatyzm kontra nowy nacjonalizm”; na razie doszedłem do połowy – do rozdziału „Nowy nacjonalizm bękartem neoliberalizmu”; przy okazji porada dla autorów: uważam, że ta nazwa „neoliberalizm” jest niefortunna – mimo, ze na Zachodzie wymyślona; człowiekowi niezaangażowanemu w egzegezę tajników ekonomii, nic ona nie mówi, a zdaje się, że w zamyśle użytkowników tego terminu, winna odzwierciedlać pejoratywny jego wydźwięk. Dlatego też sadzę, że właściwsza byłaby nazwa: egoliberalizm czy ochloloberalizm; jako, że zdobycz beneficjentów versus szkoda salariatu czy prekariatu, czyni z tych pierwszych hołotę – moralną wprawdzie ale zawsze.

Nie odnoszę się do kwestii ekonomicznych, nie znam się na tym, zapewne poglądy autorów są w tym zakresie słuszne, szczególnie p. Kołodki który bezsprzecznie wie wszystko co powinien wiedzieć na takim stanowisku; problem z nim jest taki, że z tej wiedzy nie czyni użytku, a w dodatku innych namawia żeby szli za nim drogą, której wady wcześniej ujawnił.

Główną, jaką widzę sprzecznością, jest jego wsparcie do idei „globalizacji” – przyzwyczaił się chyba do tego swego Tygrysa; mało tego; chce tworzyć jej instrumenty instytucjonalne, petryfikujące rzeczywistość na wieki; pomimo tego, że wcześniej ujawnił swoją wiedzę o tym, że ZMP dąży nie tylko do bogactwa, ale też do dominacji. Czyni to pomimo, że teoria win win już dawno zbankrutowała; rzeczywistość jej zaprzecza codziennie. A do dominacji są dwie drogi: albo własny, skuteczny rozwój, szybszy od innych, konkurencyjnych; albo podbój, lub inna dewastacja gospodarki adherenta. Nie trzeba dowodzić, że druga droga jest znacznie tańsza i pewniejsza. Kołodko to wie, ale robi swoje; wydaje się być osobą uczciwą, a nawet zasłużoną…a jednak.

Obaj, Kołodko i Koźmiński – książka stanowi ich dialog, w mojej ocenie są ludźmi zarażonymi wirusem internacjonalizmu; kiedyś była to internacjonalistyczna wspólnota interesów kasy robotniczej /deklaratywnie – w istocie chodziło o interes niemieckiej klasy robotniczej – kosztem tejże klasy, tyle że innych państw/. Nie jest możliwe aby obaj tego dziś nie wiedzieli, że jego /internacjonalizmu/ następca – dzisiejsza globalizacja, ma cele podobne , tylko środki są inne. Twierdzenie, że jedno dotyczy nadbudowy a drugie bazy, jest nie do obrony – bo są nierozłączne.

Obaj /chyba – jeszcze nie doczytałem/ Kołodko na pewno, boją się nacjonalizmu jak diabeł wody święconej; oczywiście błędnie; z tego powodu przede wszystkim, że wrzucają termin do jednego worka, nie rozróżniają nacjonalizmów, i nawet nie próbują /jak dotychczas doczytałem/ a jest to kwestia kluczowa. Nacjonalizm słowiański – który nie istnieje, i o jego niebyt dbają wszystkie siły tego świata, gdyby nawet odżył, to wobec anglosaskiego byłby jak strumyk mały wobec powodzi stulecia; byłby elementarnym patriotyzmem wobec szowinizmu; i takie rozróżnienia, to nie są sematyczno- aksjologiczne didaskalia, ale rzecz z gatunku prawdy materialnej, prawdziwości której historia dowiodła niejednokrotnie. Oni /Anglosasi/ mają to w genach.

Onegdaj siedzieliśmy sobie grzecznie w jakieś knajpie /w Callao chyba, albo i nie w Callao/ razem z Jasiem Czauderną i Jurkiem Kozerskim /chyba/ – pozdrawiam jeśli czytacie ten blog – sącząc jakieś piwo pewno /alkohole się kupowało w sklepie, albo zamawiało przez ochmistrza i agent przywoził kartony… Cartavio najczęściej, w kwadratowej butelce…co to był za smak…w knajpie były za drogie/. Dalej przy złączonych stolikach siedzieli Niemcy, z 7-8 osób i zachowywali się hałaśliwie, i coraz bardziej w miarę opróżnianych butelek. W pewnym momencie, w warunkach in vino veritas padło głośno w powietrze słowo: Schweine; nie było przymiotnika: polnische, ale to się rozumiało samo przez się, jak nauczycielka Historia naucza. Gdyby siły były wyrównane, pewno zapytalibyśmy się o jakie świnie chodzi; jednak z uwagi na znaczą ich asymetrię , puściliśmy rzecz mimo uszu. Jednak atmosfera stała się ciężka i coraz cięższa. Zaczęliśmy dopijać swoje i się zbierać, zanim na ryj nie wylecimy z tej przytulnej spelunki; kiedy nagle weszła grupka – chyba 4-ch, widać że matrosy, zagadała coś po rusku między sobą i siadła. I w ten sposób siły zostały wyrównane; w razie awantury, postawa przybyszy nie budziłaby najmniejszych wątpliwości; zrozumiały to obie strony: my i Niemcy – uszło z niech całe powietrze, przestali śpiewać, zawołali kelnera, zapłacili, zabrali niedopite butelki i się zmyli; i myśmy zostali na placu. I tak Ruscy, całkiem niechcący, nam pomogli…gdyby to było dziś, pewno wylecielibyśmy stamtąd na zbity ryj niemiecko-rosyjskimi siłami; i to jest tragiczne. Prawdziwe instynkty się ujawniły w tym przypadku i żadna globalistyka tego nie zmieni.

Wracając do Kołodki: Panie Grzesiu sympatyczny – mam nadzieję, że czyta Pan ten blog, jeśli nie to źle: onegdaj na Pańskim zaproponowałem wskazanie błędu, za 500 PLN, w Pańskiej książce „Wędrujący świat”. Niniejszym wycofuję to żądanie i za darmo go wskazuję…i niech już będzie moja krzywda…

Otóż na stronie 283 jest: „[…] Podczas gdy w Szwecji aż (tylko) 45 procent kobiet zajmuje kierownicze stanowiska… […]” ; powinno być: […] Podczas gdy w Szwecji aż (tylko) 45 procent kierowniczych stanowisk zajmują kobiety…[…]” Ta literówka, nie ma prawa egzystować w Pańskiej, znakomitej zresztą, książce; przypuszczam  że Pan już to wie, ale to tak na wszelki wypadek.

A nacjonalizmy, czy inter…global…zostawcie, Wy ekonomiści, politykom; niech każdy robi swoje.

Adam Czochralski 24.10.2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *