Sprawa obozów koncentracyjnych (54)

Sprawa obozów koncentracyjnych (54)

Podniesienie tej sprawy, w formie ustawy, świadczy o niekompetencji rządzących Solidaruchów.

Oskarżanie wszędzie Polaków o antysemityzm i zbrodnie na współmieszkańcach naszego paradis’u judaeorum, było i jest strukturalną cechą naszej koegzystencji, chyba od zawsze.

Kiedy Polska była niepodległa – za PRL-u, i miała poważną pozycję polityczno-gospodarczą, też na Zachodzie ciągle przewijały się sformułowania „polskie obozy„; ale Komuchy miały tyle rozsądku, żeby tą sprawę bagatelizować, i jak karawana wśród jazgotu, jechać dalej, unikając dysputy w tym temacie.

Przyczyna była prosta i niewygodna: bo był w Polsce polski obóz koncentracyjny; wprawdzie wcześniej zorganizowany i nie dla Żydów, ale dla endeków, komunistów i Ukraińców.  Zwał się Bereza Kartuska.

Był sporządzony jak należy, wg. dobrych niemieckich  wzorów – z Oranienburga i Dachau; szczegóły, gwoli poprawienia efektywności, uzgadniał Komendant Policji Państwowej gen. Kordian Zamorski z wielkim przyjacielem Polaków szefem SS i GeStaPo Heinrichem Himmlerem.

Mój przyjaciel Napoleon Siemaszko tam siedział, jak się go kiedyś zapytałem: jak tam było? odpowiedział, że: od niemieckich obozów koncentracyjnych, różnił się brakiem ściany straceń, komory gazowej i krematorium; wszystko pozostałe było podobne; na korzyść wobec niemieckich wyróżniał się trochę większą ilością jedzenia /głodni byli wszyscy/, na niekorzyść, ilością bicia i innych tortur  / przypuszczalnie poprzez niekorzystny stosunek ilości strażników do więźniów i nadgorliwością neofitów w branży katowania ludzi, przyp.mój/. Jeśli dziś czegoś Polsce  brakuje, to moralnego odżegnania się rządzących,  od plugawych twórców Berezy – tej rezydentury polityki niemieckiej, po legionowej, po puczu 1926 r. zwanej sanacją; skompromitowanej po tysiąckroć w polskich interesach i polskiej historii najnowszej.

Tej sprawy nie trzeba było ruszać, też z tej przyczyny, że polish camps jest to skrót myślowy; ludzie zawsze wynajdują sobie ścieżki na skróty /też w chodzeniu/ w dowodzeniu racji; chyba że chodzi o wierszówkę, wtedy nie. Obozy były w Polsce i stąd naturalnym ich najprostszym określeniem jest „polskie”.

Czyje były te obozy było rzeczą wiadomą od zawsze i niekwestionowaną; a oburzać się i protestować: że jakiś bubek, jeden z drugim, coś tam chlapną czy naskrobią; mogą tylko głupcy, do tego nie bojący się kompromitacji wobec realnej niemożności egzekucji tych nowoustawowych kar.

Ale stało się, i teraz trzeba iść do końca; zaniechanie dawałoby świadectwo słuszności zarzutom o polskości niemieckich obozów. Pożytecznym z tej ustawy będzie penalizacja neobanderyzmu, co może przywiedzie do opamiętania naszych wschodnich, solidaruszych „strategicznych sojuszników”.

Warte uwagi jest też oświadczenie JE Sigmara Gabriela – niemieckiego ministra spraw zagranicznych, który w tej konfliktowej sytuacji, prosto, zwięźle i uczciwie, zaakcentował brutalną dla Niemiec, ich wyłączną odpowiedzialność za zbrodnie KL; konsumującą przy tym, różne, niejasne sytuacje typu Jedwabne.

Nam dziś też wypada,  zaakcentować, że dzisiejsze pokolenie Niemców, nie ponosi żadnej moralnej, ani materialnej /umowy z Polską/, odpowiedzialności za winy ojców i dziadów. I że byłoby znakomicie, gdyby usunęli ze swojej konstytucji te sentymentalne ale szkodliwe, wzmianki o granicach z sprzed 8 maja 1945, i jakowychś prawach stamtąd wynikających, oraz podpisali z Polską traktat pokojowy.

Utrzymywanie bowiem w niemieckiej konstytucji owych zapisów obciąża obecne pokolenie Niemców.

Polska też kiedyś sięgała do Dniestru /chyba/…i co z tego?…

Adam Czochralski     03.02.2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *